Biogram Stanisława Zefiryna Drożdżeńskiego
(spisany własnoręcznie po roku 1937.)
Dziad mój po mieczu, Drożdzyński Władysław, wywodzący się z zubożałej szlachty zaściankowej, po powstaniu 1863 r. w którym brał czynny udział - należał, wg tego co słyszałem o nim w domu, do "Czerwonych" - po ucieczce oraz ukrywaniu się przez parę lat - oparł się za Zakaukaziu w Poti. Był mechanikiem - ślusarzem. Pracował na Zakaukazkiej Kolei Żelaznej jako maszynista. Tam też zjechała cała rodzina. Syn jego, a mój ojciec, Bronisław urodzony 18.VIII.1869 r. w Kazimierzu, rozpoczął pracę również na tejże kolei jako kancelista. Po ożenieniu się osiadł w Batumie. Dziad po kądzieli, Kawecki Władysław Walery, również uczestnik powstania po rozbiciu grupy ratował się ucieczką. (W Archiwum Akt Dawnych na tą okoliczność znaleziono odpowiednią wzmiankę). Początkowo zamieszkał w Kowlu, gdzie przyszła na świat 26.VII.1880 r. moja matka Helena. Na skutek jednak ciągłych represji ze strony władz - musiał emigrować i wyjechał aż na Zakaukazie. Z zawodu maszynista kolejowy pracował przez szereg lat, po czym na skutek choroby został zwolniony z pracy. W tym okresie nastąpiło poznanie się mych rodziców, a w następstwie ślub. Urodziłem się w Batumie nad Czarnym Morzem 27.VIII.1898 r. We wczesnym moim dzieciństwie do rodziców sprowadzają się dziadkowie ze strony matki. Dziadek kształtował mój światopogląd, opowiadając o swoim udziale w walkach powstańczych, o swym stosunku do caratu, o prześladowaniach. Wiedziałem, że ojciec chodzi na jakieś zebrania, ale o tym nie wolno było mówić. W domu co jakiś czas widziałem żandarmów, którzy przeprowadzali rewizje. Zawsze jakoś wszystkie kończyło się pomyślnie. W roku 1905 ojciec wraz z matką i ze mną przyjechał na urlop do Warszawy, gdzie zastała nas rewolucja i strajk kolejowy. Tu jako 7-letni chłopiec, podczas jednej z manifestacji, którą rozpędzali Kozacy (ul.Miodowa), otrzymałem nahajką razy przez plecy. Silne pręgi miałem jeszcze po powrocie na Kaukaz. Ojciec wówczas pracował na Władykaukazkiej Kolei Żelaznej jako zawiadowca małej stacyjki na odcinku Dersent-Baku. Okres ten, pomimo ówczesnych lat chłopięcych, oraz pręgi dobrze wryły mi się w pamięci. Pomimo pewnej zewnętrznej tolerancji, żandarmów widywałem częściej. W roku 1909 wstąpiłem do gimnazjum realnego w Stawropolu, zamieszkałem w internacie kolejowym. Wśród kolegów wyrabiał się mój hart i stosunek do obowiązku. W domu było coraz trudniej, mizerne pobory ojca nie wystarczały na utrzymanie kilkorga osób i moje wydatki związane z nauką, tak że matka przy końcu 1912 r. wyjeżdża do Warszawy na kurs położnych i szczepienia. Po roku wraca, pomaga ojcu w utrzymaniu domu. Tocząca się wojna światowa wyraźnie daje znać o sobie. Przybywa dużo wysiedlonych i uciekinierów z Polski, biedy jest coraz więcej, wzmaga się opór bierny władzom. Powstają kółka patriotyczne. Wygłaszane są referaty o odpowiednim nastawieniu przeciwrządowym. Jako uczeń starszych klas biorę w nich udział, pamiętam pręgi z r. 1905. Gimnazjum ukończyłem w 1916 r. Zapisałem się na Nowoczerkaską Politechnikę, lecz z powodu dłuotrwałej choroby (zapalenie płuc) studia przerwałem. Pod wpływem otaczającej mnie atmosfery prosocjalizmu, by móc nawiązać kontakt z robotnikami i nieść im to, co zasłyszałem na zebraniach, we wrześniu 1916 r. wstępuję do dużych warsztatów mechanicznych przy monopolu spirytusowym w Stawropolu. Pracuję tam do końca kwietnia 1919 r. początkowo jako pomoc w hali tokarskiej, a już wkrótce jako tokarz przyuczony, Aczkolwiek czynny w grupie robotników, do kadry organizacyjnej nie wstąpił[em], sygnalizowano mi, że jestem śledzony, a zwłaszcza przez kierownictwo zakładu. Ostatnie dwa miesiące, po wybuchu rewolucji w Rosji, wskutek udziału w demonstracjach i masówkach wprzągłem się jeszcze więcej w wir akcji rewolucyjnej. Jednocześnie z tym, w związku z dojściem do wieku poborowego i pod wpływem agitacji wśród tamtejszej Polonii za bezpośrednim udziałem w wojnie z Niemcami, wstąpiłem do Aleksandrowskiej Szkoły Wojskowej w Moskwie w maju 1917 r. na skrócony kurs oficerski. Już w sierpniu 1917 r. w ramach specjalnej kompanii szkolnej, wyjeżdżam na front austriacki. Tam uzyskuję stopień podporucznika a w końcu października tegoż roku pod Obertyniem zostaję b.ciążko kontuzjowany (cała lewa strona sparaliżowana). Dostaję się do szpitala na długą kurację a nastęnie otrzymuję urlop zdrowotny. Jadę na Kaukaz do rodziny. Kontuzja ustępuje b.powoli. Stan zdrowia - nigdy nie byłem dużego zdrowia pogarsza się. Stan ten powoduje, że również i psychicznie jestem wyczerpany, jestem na pół inwalidą prawie rok. Wzrastająca w siłę Czerwona Gwardia stacza zmienne boje z oddziałem carskich generałów. Armia Czerwona spycha stopniowo wojska Korniłowa, Denikina. W tym czasie znalazłem się na terytorium zajętym przez "białych". Próby wcielenia mnie nie powiodły się - świadectwo lekarskie jest dostatecznie dobre. Lecz jestem świadkiem, że walkę toczą dla tzw. dobra "uprzywilejowanych". Trwają terrorem. Większość Polaków nastawiona jest do nich wrogo. Jesienią 1918 r. uzyskuję kontakt z delegatem W.P., który powołuje Organizację Werbunkowo-Agitacyjną, poprzedzającą sformowanie 4 Dywizji Strzelców W.P. na Kubaniu. Wstępuje otucha a z tym i zdrowie. Zaczynam ruszać się i werbować. Zbiórka w stanicy Paszkowskaja koło Jekaterynogradu. W październiku melduję się sam do formującej się Dywizji gen. Żeligowskiego. Jestem w kompanii grupy mjr. Trojanowskiego. Wkrótce wyruszamy koleją do Noworosyjska, a nastęnie morzem do Odessy. Pod Odessą krążą gęsto oddziały petlurowców. Mamy wiadomości z kraju o wypadkach listopadowych. Zapada decyzja przeprowadzenia rozpoznania i ewentualnego przebicia się do Polski. Eszelonem kolejowym wyjeżdżamy na Zmerynkę, podobno Niemcy tam już skapitulowali, a siły petlurowców słabe. 10.XII pod stacją Wygoda (koło Odessy) jesteśy okrążeni. Jest wśród nas obecny marszałek Żymi[e]rski, ówczesny pułkownik. Po ostrej krótkotrwałej utarczce konstatujemy, że nieprzyjaciej ma druzgocącą przewagę. Kapitulujemy. Część zdążyła wycofać się. Stłoczonych w kilku wagonach odwożą nas do Zmerynki. Nie wyładowują, jeszcze nie wiedzą co z nami zrobić. Obchodzenie się okropne. Po kilku dniach, po unieszkodliwieniu wartowników, wszystkim udaje się ucieczka. Małymi grupami mamy się rozproszyć - kierunek Warszawa. Poprzez zajęty jeszcze przez Niemców Kowel zdążamy do Chełma, gdyż tam wg uzyskanych wiadomośći, ma stacjonować większa jednostka W.P. 24.XII wieczorem jesteśmy na miejscu. Po świętach uzyskuję skierowanie do Jabłonny do 2 p.p. Leg. podobno tam już jest mjr. Trojanowski. Po przybyciu do Jabłonny tegoż zdaje się dnia (byłem już na pół przytomny) odwieziono mnie do Szpitala Ujazdowskiego w Warszawie. Tyfus plamisty, potem przyplątało się zapalenie płuc. Chorowałem prawie 3 miesiące. Po urlopie zdrowotnym w pierwszych dniach maja 1919 r. meldowałem się u pułkownika Żymi[e]rskiego w Ciechanowie. Objąłem dowództwo 9 kompanii 32 p.p. Z Ciechanowa batalion wyruszył do Nadwornej jako baon graniczny. Zdaje się, że w marcu 1920 r. nastąpiło przerzucenie batalionu do Warszawy a następnie z pułkiem do Wilna i Trok. Po kilku dniach zachorowałem (po raz 3-ci zapalenie płuc), a po wyzdrowieniu przydzielony zostałem do Baonu Zapasowego, objąłem dowództwo kompanii Uzdrowieńców. Baon stacjonował w Warszawie. Na stanowisku d-cy komp. Uzdrow. byłem do 9.XI.1920, kiedy to otrzymałem bezterminowy urlop akademicki a następnie zwolnienie ze służby wojskowej do rezerwy. W r. 1923 otrzymałem nominację na porucznika i przydział do 42 p.p. W rezerwie odbywałem 3-krotnie ćwiczenia w 1927,1929 i 1931 r. W sierpniu 1939 zostałem na stałe wyreklamowany jako Dowódca Oddziału W.S.O. W okresie służby wojskowej z czasów 9/32 p.p. pozostała mi miła pamiątkowa szabla z odpowiednią dedykacją na klindze jako prezent od żołnierzy. Był to w pułku jedyny wypadek. Miałem z tego powodu nieprzyjemności w pułku i tłumaczenie się - przyjąć ten prezent jednak zezwolono. Przy konfiskowaniu szabel oficerów w 1920 r. na dozbrojenie kawalerii - pozostawiono mi ją. Na Politechnikę Warszawską zapisałem się będąc jeszcze w wojsku, studiowałem dorywczo. Po uzyskaniu zwolnienia z wojska zacząłem uczyć się intensywnie. Na życie zarabiałem dorywczo biorąc kopiowanie prac technicznych. To jednak stale zawodziło, często szło się spać o głodzie. W październiku 1921 r. uzyskałem stałą posadę w Fabryce Maszyn i Urządzeń Ogrzewniczych i Zdrowotnych w charakterze rysownika-technika. Praca płatna za godziny, w dowolnym czasie dnia. Ułatwiało mi to możność solidnego studiowania ze słuchaniem wykładów i pracą w laboratorium. Za to zarywane były późne wieczory i często noce. Tak trwało do listopada 1925 r. Właściciel sfingował złośliwą plajtę, pracownicy za zarwane z górą 2-miesięczne pobory otrzymali 10% należności. W fabryce tej napatrzyłem się i doznałem wszystkich charakterystycznych cech wyzysku i stosunku do pracodawcy ze strony prywatnego kapitału. Pracowałem jednak tam, bo mogłem studiować. Po Politechnice przerobiłem 4 semestry wydziału mechanicznego. W VIII-IX 1921 r. odbyłem praktykę w kopalni ropy "Dąbrowa" przy remontach i naprawach samochodów oraz w elektrowni obsługującej kopalnię. Ulegając namowom (ze względu [na] stan zdrowia, przepracowanie i konieczność intensywniejszych studiów) przenoszę się w roku akademickim 1922/23 do Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego na Wydział Leśny. W r. 1922 z transportem repatriantów przybywają z ZSRR rodzice wraz z babką i ciotką. Przez dłuższy czas ojciec stara się o posadę, wreszcie otrzymuje ją na PKP, zajmuje różne stanowiska, a ostatnio kasjera biletowego na linii otwockiej. 23.VI.1923 r. ożeniłem się z Jadwigą Wojciechowską. Teść prowadził mały warsztat tapicerski. Pracuje sam bez czeladników, pomaga mu żona. Jakkolwiek obarczony dużą rodziną (żona, 2 synów, 3 córki) z drobnych oszczędności i pracą bezpośrednią stawia sobie w Międzylesiu (Kaczy Dół) skromną willę letniskową drewnianą. Stopniowo rok za rokiem, rozbudowuje. Na szczerych piaskach sadzi drzewa owocowe. Zapewnia sobie na starość dach nad głową i skromne warunki egzystencji. Córka Jadwiga, moja żona, jest wówczas maszynistką w Głównym Urzędzie Likwidacyjnym. Przykładam się więcej do studiów, gdyż mogę mniej godzin spędzać w fabryce na kreśleniu zarobkowym. Na ogół jest jednak dość skromnie. Dnia 28.VII.1924 r. przychodzą na świat dwaj synowie-bliźnięta: Andrzej i Maciej. Żona pracuje jeszcze prawie 2 lata, jest jednak bardzo wyczerpana i coraz częśćiej zapada na zdrowiu. W końcu zmuszona jest zrezygnować z posady. Całkowity ciężar utrzymania przechodzi znów na mnie. Podczas rozpracowywania jednego z tematów mych studiów (szkody losowe w lasach) stykam się z zagadnieniem szkód leśnych powstałych na skutek pożarów. Szukając materiałów i danych do tego tematu, trafiam do biura Głównego Związku Straży Pożarnych R.P., tam udzielają mi prawie wyczerpujących danych i okazują dużą pomoc. Stykam się z pożarnictwem. Pracownicy Związku ideowo nastawieni do swych zadań, potrafili wzbudzić we mnie zainteresowanie do pożarnictwa i tak mi przedstawić sprawę ogromu zniszczeń powodowanych przez pożary, a jednocześnie brak ludzi, którzy by poświęcili się temu zagadnieniu i prowadzili pracę instruktorską w terenie, że zacząłem poważnie zastanawiać się nad tym zagadnieniem. Namówiono, bym zapisał się na kurs instruktorski pożarniczy. Miał być zorganizowany po uzyskaniu odpowiedniej ilości kandydatów w r. 1926. W tym czasie (pod koniec 1925 r.) widząc beznadziejność systuacji w biurze firmy, z zalegającymi poborami, zacząłem oglądać się za inną pracą. Wówczas zdecydowałem się poważnie zająć pożarnictwem, studia leśnicze które odbywałem, nie rokowały mi po ukończeniu ich takich warunków, jakie początkowo w 1922 r. widziałem. Aby jednak na kurs pożarniczy przyjść już z pewnym zapasem wiadomości praktycznych i teoretycznych, postanowiłem odbyć wstępną praktykę w Zawodowej Straży Ogniowej w Warszawie. Początkowo prośba moja spotkała się u ówczesnego Komendanta ze stanowczą odprawą, popartą jeszcze tym, że brak było vacatów. Nie zniechęciłem się jednak tym. Na moje, po pewnym czasie złożone prośby, zostałem przyjęty w pierwszych dniach grudnia 1925 r. na stanowisko czasowego zastępcy woźnego w Sztabie W.S.O. przy ul. Nalewki. Woźny etatowy ciężko chory leżał w szpitalu. W ten sposób rozpocząłem służbę w pożarnictwie. Woźnym byłem do dnia 31.I.26 r. gdyż na skutek śmierci mego poprzednika stworzył się vacat. Z dniem 1.II.1926 r. zostałem przyjęty do W.S.O. w charakterze strażaka z przydziałem do linii w I-ym Oddziale. Jednocześnie studiowałem nadal w SGGW. Byłem już wówczas na 7-ym semestrze, lecz musiałem odrabiać duże zaległości w pracach seminaryjnych oraz w egzaminach. Uczyłem się nie tylko w domu, lecz również podczas służby we wszystkich godzinach wolnych od zajęć. Jednocześnie zdobywałem potrzebne mi w przyszłości arkana pożarnicze. Kurs instruktorski zorganizowany został przez Gł.Zw.Str.Poż.R.P. dopiero od połowy marca 1927 r. na terenie tegoż Oddziału. Kurs trwał wówczas trzy miesiące. Byłem słuchaczem kursu z jednoczesnym pełnieniem wszystkich obowiązków strażaka w pododdziale bojowym. Koledzy z Oddziału, by mi ułatwić naukę, zastępowali mnie w ciągu godzin zajęć kursowych, natomiast ja odrabiałem w drodze rewanżu przypadające na nich służby w teatrach, na posterunkach, w stajni itd. w godzinach wolnych od zajęć i nocnych. Kurs ukończyłem 15.VI.1927 r. z drugą lokatą. Po kursie nie wyjechałem od razu w teren, skonstatowałem, że mam jeszcze spore luki w zakresie służby bojowej, wiadomości teoretyczne należało pogłębić praktyką. Zresztą chciałem również możliwie jak najwięcej odrobić zaległości tworzące się na SGGW. Jednak w koncu marca 1928 władze Gł.Zw.Str.Poż.R.P. kategorycznie zarządały mego wyjazdu w teren od maja tegoż roku. Dla załatwienia różnych spraw w Warszawie, a przede wszystkim na SGGW, uzyskałem urlop bezpłatny już od 1.IV.1928 do końca roku. Do WSO już wtedy nie wróciłem. 1.V. objąłem stanowisko Powiatowego Instruktora Pożarnictwa w stopniu młodszego Instruktora (obecny odpowiednik - podporucznik) na dwa powiaty, tj. kaliski i turecki z siedzibą w Kaliszu. Po roku zostaję zaangażowany tylko na pow. kaliski. W listopadzie 1928 zostaję wysłany na 4-ro tygodniowy kurs Instruktorów Głównych PCK w Warszawie, po czym współpracuję z PCK nad organizowaniem kursu i drużyn PCK w powiecie. Dojeżdżałem czasem do Warszawwy, aby zdać ten czy ów egzamin na SGGW. Niestety, praca stanęła na przeszkodzie i studia musiałem przerwać. Należę do Związku Oficerów Rezerwy oraz do Związku Rezerwistów. Z chwilą tworzenia się Federacji związków wojskowych, zaprzestaję działalności, pozostając tylko członkiem ZOR. W terenie rozpoczynam motoryzowanie straży. Przeprowadzam I-sze na tamtejszym terenie zawody powiatowe straży pożarnych. Mam na terenie 105 straży, pracy przy nich bardzo dużo. 15.IV.1929 r. zostaję awansowany do stopnia instruktora. W listopadzie 1931 r. zostaję przeniesiony do Nowogródka na stanowisko Inspektora Pożarnictwa w stopniu starszego instruktora (odpowiednik - kapitan pożarnictwa). Oprócz spraw organizacyjnych i wyszkoleniowych w Oddziałach Powiatowych i w Strażach Pożarnych duży nacisk kładziono na wychowanie fizyczne i organizowanie żeńskich oddziałów samarytańsko-pożarniczych, często jako samodzielnych drużyn. Dla komendantek ZOSP organizowane są kursy-obozy. Dziewczęta na terenie swoich placówek udzielają ludności pierwszej pomocy w bardzo szerokim zakresie, zaopatrzone są w specjalne apteczki. Ludność pod wzgledem higieny zastraszająco zacofana. Lekarzy, aptek, bardzo mało. Samarytanki (potoczna nazwa) chlubnie wypełniały luki. Zagadnieniom tym poświęcałem bardzo dużo uwagi. 21.V.1933 r. otrzymuję nominację na podinspektora Korp.Techn. (odpowiednik - major poż.) W październiku 1933 ojciec traci posadę na PKP, jest stary, schorowany, ma połamane i źle zrośnięte obie ręce i nogi (w różnych wypadkach). Z zarobkami dorywczymi coraz trudniej. Matka chora na epilepsję, coraz rzadziej ma praktykę położniczą. Ojciec przez jakiś czas dzierżawi bufet kolejowy w Celestynowie. Przenosi się do Siedlec, zaczyna handlem domokrążnym. Jest coraz trudniej. W lipcu 1935 kończę 3-tygodniowy kurs uzupełniający dla Instruktorów Poż. zorganizowany w Łodzi, odbywając w tymże czasie praktykę bojową w 3 Oddziale Łódzkiej Straży Ogniowej Ochotniczej. Bezpośrednio po tym organizuję pierwszy w Polsce kurs unitarny miesięczny w zakresie połączonych programów od I do VI stopnia wyszkolenia pożarniczego. Kurs przeprowadzony tytułem próby w Barabowiczach dał nadzwyczaj dobre rezultaty, a terenowi doszło 40 należycie wyszkolonych oficerów Straży Miejskich i Naczelników Rejonowych. W okresie tym otrzymuję Srebrny Krzyż Zasługi za działalność na polu pożarniczym oraz związkowe medale zasługi, brązowy i srebrny. W latach 1935 i 1936 (lub 36-37) wyjeżdżam w ramach wycieczek oficerów sztabowych K.T. do Paryża na Wystawę Międzynarodową oraz do Drezna na wystawę sprzętu ppoż. oraz zapoznanie się z zagadnieniami ppoż za granicą.
........................................................
...W latach 1931-1937 pełni funkcje inspektora wojewódzkiego Nowogródzkiego Okręgu Wojewódzkiego Związku Straży Pożarnych RP. Kolejno awansuje na: mł. instr. poż. (1928), instr. poż. (1929), st. instr. poż. (1931) i podinsp. poż. (1933). W 1935 r. kończy w Łodzi kurs uzupełniający dla inspektorów pożarnictwa, trwający od 7 do 30 lipca. W październiku 1937 r. zostaje dowódcą I Oddziału Warszawskiej Straży Ogniowej, funkcję tę pełni do 17 lipca 1944 r. Tuż przed wybuchem wojny przydzielony do sztabu obrony przeciwpożarowej Warszawy, bierze udział w akcji gaszenia pożarów w oblężonej stolicy. W czasie wojny pierwszy komendant Okręgu Stołecznego Strażackiego Ruchu Oporu "Skała". Wraz z innymi strażakami niesie pomoc Żydom z warszawskiego getta. Podczas okupacji uczy na kursach oficerskich w Centralnej Szkole Pożarniczej kilku przedmiotów: taktyki pożarniczej, planowania obrony przeciwpożarowej miast i obiektów, inspekcji przeciwpożarowych, badania pogorzelisk, służby wewnętrznej, psychologii strażaka i dowódcy. Jest również wykładowcą-instruktorem na kursach podoficerskich w CSP. Od 18 lipca 1944 r. przebywa w sanatorium w Busku Zdroju, gdzie leczy zadawnioną kontuzję kolana, którą odniósł w styczniu 1940 r. w czasie gaszenia pożaru; potem jakiś czas pozostaje bez pracy. Od 1 kwietnia 1945 do 14 marca 1947 r. jest komendantem Miejskiej Zawodowej Straży Pożarnej w Kielcach, skąd zostaje służbowo przeniesiony do Warszawy, gdzie obejmuje stanowisko komendanta Centralnej Szkoły Pożarniczej (od sierpnia 1948 r. Centralnego Ośrodka Wyszkolenia Pożarniczego). Placówką tą kieruje do maja 1950 r. Uczy tych samych przedmiotów, co w okreie okupacji, a ponadto organizacji pożarnictwa i pracy biurowej. Jednocześnie jest kierownikiem Wydziału Wyszkolenia Związku Straży Pożarnych RP. Z dniem 6 lutego 1947 r. awansowany do stopnia podpułkownika poż. Od maja do 31 października p.o. naczelnika Wydziału Inspekcji w nowo utworzonej Komendzie Głównej Straży Pożarnych, później, do 10 czerwca 1951 r. pracuje jako kierownik Oddziału III w Wydziale Akcji Zapobiegawczej KGSP, następnie przeniesiony zostaje na stanowisko starszego inspektora w Wydziale Szkolenia Zawodowego KGSP. Z dniem 31 marca 1954 r., mimo że ciężko chory przebywa w szpitalu, w wyniku represji stalinowskich zwolniony z pracy. W cztery dni później umiera (4.IV.1954). Pochowany na cmentarzu Powązkowskim. Jest autorem pieciu skryptów wydanych w formie maszynopisu powielonego: Taktyka pożarnicza (1943), Planowanie obrony przeciwpożarowej miast i obiektów, Badanie pogorzelisk, Inspekcje przeciwpożarowe obiektów, Psychologia strażaka i dowódcy, Wychowanie i dowodzenie (1943), z których korzystali słuchacze kursów oficerskich w CSP.
Odznaczony: Medalem Niepodległości (1933), Srebrnym Krzyżem Zasługi (1936), Złotym Krzyżem Zasługi (1939, za udział w akcji gaszenia pożaru Dworca Głównego w Warszawie), Srebrnym Medalem "Za Zasługi dla Pożarnictwa", Medalem Strażackim Dziesięciolecia 1918-1928.
__________________________________________________________________________________
Źródła:
Centralna Szkoła Pożarnicza 1940-1944 - Władysław Pilawski, Edmund Kowalski, Warszawa, 1992